Czy uwierzycie, że nigdy nie robiłem podsumowań rocznych? Nie starałem się też robić planów czy składać noworocznych deklaracji. Jednak kilka dni temu zdałem sobie sprawę z upływającego czasu i jego wpływu na moje obrazy. Zauważyłem, że zmieniają się tak bardzo, że gdyby nie parę stałych elementów, z których nie umiem, a przede wszystkim coraz mniej chcę, się wyzwolić, to trudno byłoby powiedzieć, że wyszły one spod tej samej ręki.

Na szczęście kilka elementów pozostaje stałych – tematyka, kolorystyka, medium, czy kategoria. Tu niezmiennie króluje człowiek, najczęściej kobieta, widziana w niebieskich monochromatycznych kolorach. Od dwóch lat pracuję głównie w technice olejnej, wcześniej królowały farby akrylowe. Biłem się też pomiędzy figuratywizmem a abstrakcją, obie te kategorie fascynowały mnie na swój sposób. I choć mam przed oczami takich artystów jak Nowosielski, którzy w fenomenalny sposób łączyli oba te kierunki, to coraz częściej czuję, że powinienem opowiedzieć się po jednej ze stron.

Zmienia się mój sposób malowania, budowania opowieści, operowania pędzlem, kreską i plamą, wykorzystania światła i cienia. Zwiększa się kontrast a mimo to obrazy są bardziej miękkie, ekspresja i dynamika ustępuje łagodności. Jeszcze rok temu fascynowała mnie walka między tym, co gwałtowne i łagodne, tym co rozpoznawalne i tym, co trudno jest rozpoznać przy pierwszym spojrzeniu. W moich pracach trwała nieustanna bitwa pomiędzy abstrakcyjnym widzeniem świata a próbą jego figuratywnej interpretacji. I właśnie ten aspekt stanowił w moim mniemaniu oś, na której opierałem swoją twórczość. Moje figuratywne obrazy często nie były czytelne i odkrywały ukrytą treść tylko niektórym obserwatorom. Dziś obraz jest realistyczny, malowany niemal tak, jakby był widziany obiektywem aparatu fotograficznego. Wszytko wydaje się spokojniejsze. Mam nadzieję, że jednak nie całkiem odarte z tajemnicy.

Tak, w ostatnim roku bardzo złagodniałem. Zniknęły ulubione przeze mnie czaszki, z twarzy zniknęły oznaki rozpaczy, akty stały się mniej anatomiczne ale i mniej abstrakcyjne. Wcześniej ciało traktowałem jak abstrakcyjny układ linii i plam, stąd często moje akty pozbawione były twarzy, rąk i nóg, koncentrowałem się na tułowiu bawiąc się rytmem wyznaczanym przez krzywizny powierzchni. Teraz akt wraca do swojego pierwotnego znaczenia, gdzie tematem znów staje się kobieta jako istota ludzka i istota ludzka w ciele kobiety. Człowiek nie jest już organicznym przedmiotem składającym się z pól, linii, plam ale stał się istotą której cielesna powłoka skrywa myśli i emocje, skrywa tajemnicę.

Czy ten nowy kierunek spotka się z Waszym uznaniem? I czy naprawdę jest już to koniec mojej artystycznej ewolucji?